wtorek, 22 listopada 2016

Uzależnienia i takie tam

Jeśli można się uzależnić od herbaty, to ja się uzależniłam. Mąż twierdzi, że moje 10 herbat dziennie bije na głowę większość Anglików ;) To taki uboczny efekt odstawienia przekąsek. Zamieniłam je na herbatę i ciągle muszę mieć przy sobie kubek :) Teoretycznie powinno wychodzić dużo taniej, ale odkryłam w pobliżu herbaciarnię i kupuję herbatkę na gramy. Może ekonomiczne to nie jest, ale aromat w porównaniu z "torebkowymi" jest nie do porównania. A poza tym te cudowne mieszanki... Pycha.

Co oczywiście nie zmienia faktu, że z rana musi być kawa. Jest natomiast jedna, a nie cztery jak kiedyś.

Koleżanka, która ma miejsce parkingowe koło mnie, w końcu kupiła sobie samochód. Wcześniej przez wiele, wiele lat nie jeździła. Teraz samochód stał się dla niej niezbędny, czym jest trochę przerażona, ale wytrwale ćwiczy. Mężu z kolei jest przerażony, że parkuje koło mnie. Zderzak (swój) już zdążyła drasnąć, bo nie zauważyła blokady na parkingu... Znaczy zagadała się z koleżanką jak ją otwierała i z kluczyka otworzyła, ale nie złożyła. Nie mam pojęcia jak ona to zrobiła. Tak czy inaczej wjechała w blokadę, która się złożyła na szczęście sama. Bez komentarza.

Ostatnio z musu spędziłam trochę czasu w galerii handlowej. Skończyło się tym, że mam już połowę prezentów pod choinkę :) Wygląda na to, że w grudniu, kiedy to sklepy są najbardziej oblężone, ja będę miała luzik :) Cudownie, bo nie znoszę tłoku. Wolę w tym czasie piec pierniczki albo przygotowywać świąteczne menu.

czwartek, 15 września 2016

Zaległy urlop

I znów powiało jesienią. Pachną wysychające trawy i liście, a także - wieczorami - pierwsze ogniska rozpalane gdzieś w ogródkach. Wracałam wczoraj wieczorem ze sklepu. Tak niedawno o tej porze świeciło jeszcze słońce i było cieplutko. Wczoraj wracałam po ciemku, a po rękach ciągnęło już chłodne powietrze.


Tegoroczne lato minęło szybko, sama nie wiem kiedy. Może to przez dużo projektów w pracy, które nie pozwalały odetchnąć, a jak już się dostało urlop to było wszystko "na szybko", żeby jak najefektywniej go wykorzystać: więc było na szybko bieganie po urzędach i lekarzach, żeby załatwić zaległe sprawy, później wyjazd na szybko, a po powrocie pranie i sprzątanie - też na szybko, bo za chwilę trzeba było wracać do pracy. Za to teraz mam wolne, bo okazało się, że do końca września muszę wybrać zaległy urlop, a sporo mi się go uzbierało.


W tym roku byliśmy na Mazurach w dziwnym pensjonacie. Dziwnym, bo większość opinii, które o nim przeczytałam było bardzo pochlebnych - wychwalających zarówno miejsce, jak i sam pensjonat - pokoje, stołówkę i samo wyżywienie. My odnieśliśmy zgoła inne wrażenie. No, może nie zupełnie inne, bo jezioro czyściutkie i przepiękne, budynek z zewnątrz też. W środku wyglądał ok, dopóki się nie wgłębiliśmy "w szczegóły". Po pierwsze dostaliśmy inny pokój niż zamawialiśmy, mniejszy, za te same pieniądze (mogliśmy zrezygnować, bo to był jedyny wolny, ale po przejechaniu takiej odległości byliśmy tak zmęczeni, że nie mieliśmy siły szukać czegoś innego), łóżko było strasznie niewygodne - materac zniszczony tak, że sprężyny było czuć. Musieliśmy spać na kołdrze i przykrywać się kocami do odpalania. Ogrzewanie wody się zacinało, a w łazience z umywalki ciekła woda. Masakra. Nigdy więcej do tego pensjonatu. Aha, no i jedzenie takie sobie, nie tak jak pisali ludzie, że duży wybór wszystkiego. Wręcz przeciwnie, wybór mały i małe porcje. Chłopaki musieli się dodatkowo "dopychać". Całe szczęście, że miejscowość nie mała i było gdzie.


W sumie, gdybym wcześniej wiedziała, że pogoda we wrześniu będzie taka piękna i że będę miała tyle wolnego, to bym przełożyła wyjazd. We wrześniu są rewelacyjne ceny, nie ma takich tłumów i ogólnie mogłoby być lepiej.


A tak wypoczywam sobie w domku :)

czwartek, 16 czerwca 2016

Co się zmieniło?

Co się zmieniło od mojego ostatniego wpisu? Pewnie wiele rzeczy, bo nie jest nowy. Trawę skosili chłopcy, od tego czasu zresztą już była koszona dwukrotnie, ostatnio coraz rzadziej, bo przez upały i mimo podlewania schnie coraz bardziej i rośnie coraz wolniej. Sypanie odżywek i traw regenerujących nic nie daje. Chyba trzeba było podsypać w marcu, kiedy było chłodniej i bardziej wilgotno. Za to lawenda wybujała mi w tym roku bardzo, w zeszłym jeszcze była mała, ale widzę, że z roku na rok jest jej więcej. Może się skuszę na zrobienie z niej olejku...


Ostatnio przydarzyła nam się zabawna sytuacja. Mam w domu "chomika", który lubi chować słodycze do różnych szafek, pudełek i puszek na bliżej nie określone "później". Kilka miesięcy temu schował do puszki mleczną czekoladę i kilka paczek gum miętowych. Ostatnio tę czekoladę otworzył (była oczywiście fabrycznie zafoliowana) i okazało się, że czekolada ma zapach i lekki posmak... miętowych gum do żucia... Dyfuzja poziom hard. Jednak powietrze wszędzie się przeciśnie, ciekawe tylko czy przez zgrzew czy po prostu przez opakowanie... Całe szczęście, że nie schował jej w toalecie ;)


A w pracy rozpoczął się luźniejszy okres, mimo że zaczęło się urlopowanie. Mimo wszystko pracy jest mniej, bo na urlop idą również osoby decyzyjne, więc jest tylko wykonywanie standardowych czynności. Na "pocieszenie" przed urlopem dostałyśmy zgodę na kilka szkoleń, w dodatku połowę wyjazdowych, więc takie małe przedłużenie wolnego, bo jednak co innego posiedzieć na wykładach czy wziąć udział w warsztatach, a co innego pracować. Tym bardziej, że później można się wyrwać na zwiedzanie miasta, posiedzieć w letnich ogródkach, itd. W przyszłym tygodniu czeka mnie optymalizacja procesów produkcyjnych, która być może będzie wdrażana u nas w przyszłym roku, choć to nic pewnego (ale notatki porobić trzeba, żeby wiedzieć od czego ewentualnie zacząć). Samo szkolenie zapowiada się ciekawie, jadę też z fajnymi ludźmi, w całkiem przyjemne miejsce, więc się cieszę.

środa, 20 kwietnia 2016

Trzeba skosić trawę

Trzeba skosić trawę, bo urosła straszliwie, a jakoś chłopaków nie mogę zagonić do tego niewdzięcznego zajęcia. Może jak zacznę, ruszy ich sumienie ;)


Pa, bo trzeba się spieszyć zanim zacznie padać, a podejrzane chmury czają się dookoła ;)

wtorek, 15 marca 2016

Nie jest dobrze

Nie jest dobrze. Dziś rano okazało się, że złapało mnie zapalenie pęcherza. Kto miał, a pewnie większość pań - tak, ten wie jakie to nieprzyjemne dziadostwo. W dodatku nie mam możliwości wziąć teraz wolnego. Znalazłam w apteczce jakieś stare - również dosłownie, bo trochę przeterminowane - tabletki i łyknęłam. Tonący brzytwy się chwyta. Stwierdziłam, że gorzej nie będzie. Siedzę dziś cały dzień i piję ;) Zwykle w pracy popijam kawę za kawą, ale doszłam do wniosku, że lepsza będzie herbata, więc przed wyjściem z domu zgarnęłam ich trochę. Tak to jakoś dziwnie się składa, że choć jestem zwolenniczką herbat, mało ich piję. Bo nie ma kiedy. Rano, przed wyjściem, wypijam obowiązkowo kawę. Bez tego w ogóle nie mamy o czym gadać. W pracy piję kawę, bo... jakoś tak się składa. Po pracy, wieczorem, jakieś soki. I tyle. Tymczasem jestem szczęśliwą posiadaczką ogromnej ilości różnych herbat, bo co jakiś czas w markecie zabłąkam się w ich uliczkę i zawsze skuszę się na jakąś - czy to zapamiętaną z dzieciństwa, kiedy to piłam sporo herbat ziołowych i owocowych, czy dlatego że trafię na jakąś nowość. Dziś rano stwierdziłam, że zapewne najlepsze będą herbaty ziołowe i - nie sprawdzając na co jest zalecana która - popijam cały dzień a to herbatę pokrzywową, a to lipową, a to miętową; w zanadrzu, na pozostałą część dnia mam jeszcze dwie zielone i yerba mate. No i co chwilę piję wodę z cytryną. Kiedyś czytałam, że nadmiar płynów też może zaszkodzić. Mam nadzieję, że nie mi...

czwartek, 18 lutego 2016

Połowa lutego

No to się porobiło. Miało być w tym tygodniu przyjemne 11-15 stopni, a tu wczoraj rano mieliśmy mróz i śnieg sypiący w dzień. Co prawda dziś już go nie ma, bo dla odmiany pada deszcz, ale do zapowiadanej temperatury jeszcze daleko. Zresztą najwyraźniej nie tylko ja tę prognozę oglądałam, bo wczoraj wieczorem widziałam gościa spacerującego w polarze i krótkich spodenkach, no powiedzmy takich bermudach. I bynajmniej nie był to żaden jogger. W pogodzie najwyraźniej coś się pokręciło bo o ile w Hiszpanii i Algierii (!!!) spadło sporo śniegu, poprószyło też na Majorce, o tyle u nas jest łagodna i deszczowa, można by rzec śródziemnomorska zima, a ponoć do Czarnogóry zawitało lato !!! Zdaje się, że przy takich anomaliach grunt to mieć solidnie zbudowany dom, najlepiej z porządnymi roletami zewnętrznymi albo okiennicami na wypadek huraganów, postawiony na wzniesieniu, żeby uchronić go przed powodzią, dobrze ocieplony na wypadek mroźnej zimy i klimatyzowany na wypadek upalnego lata, bo choć teraz jest chłodniej, to w zeszłym roku przez 6 tygodni temperatura nie schodziła poniżej +30 stopni i zbliżała się do +40... I do tego zapas spożywki w domu, żeby nie trzeba było na bieżąco, w niesprzyjających warunkach zasuwać do sklepu. Czyli zdaje się najbezpieczniej jest w górach :) Najlepiej niezbyt wysokich, bo jednak społeczeństwo się rozleniwia i niekoniecznie chciałoby pokonywać co dzień zbyt dużo metrów wysokości względnej (o ile dobrze pamiętam nazewnictwo z geografii). Najodpowiedniejsze byłyby pewnie Sudety albo Bieszczady. Domki tam nie są jeszcze tak drogie jak w tatrzańskich kurortach albo w dużych miastach, a bezpieczeństwo i świeże powietrze mogą okazać się bezcenne :) A propos wczoraj dostałam maila z propozycją zakupu działki (niezabudowanej zresztą) w jednym z parków narodowych. Czy jest w ogóle ktoś kto takie działki kupuje? Przecież tam nic nie można robić, a posiadanie działki dla samego posiadania to nie najlepszy biznes... Żeby choć domek letniskowy dało się postawić...


Ostatnio hitem w naszym jadłospisie są gulasze "na sposób włoski", choć nie wiem czy jest to sposób znany we Włoszech, czy jest tak jak z pierogami ruskimi czy fasolką po bretońsku. Tak czy inaczej dodaję do gulaszu oliwki, rozmaryn, bazylię i pomidory; czasem też cukinię albo bakłażana. I jest pycha, polecam, bez względu na rodzaj mięsa, z którego jest robiony gulasz. Z kolei hitem na słodko są serniki. Inne ciasta "niedojedzone" lądują w koszu, serniki znikają jak tylko wystygną. I to całymi blachami :) A lato coraz bliżej i takie obżeranie się nie powinno już mieć miejsca, zwłaszcza, że post to dobry moment i dobry pretekst, żeby zrzucić zimowy tłuszczyk. Kto wie, być może i taki był jeden z celów jego ustanowienia...


Połowa lutego... Wyraźnie dłuższy dzień. Lepiej się wstaje i przyjemniej jest popołudniu :)