piątek, 3 kwietnia 2020

Bezdomni a koronawirus

Noce są mroźne, więc zapewne bezdomni śpią w noclegowniach. Czy ktoś kontroluje stan zdrowia osób, które tam przebywają? Pewnie nie. Za kilka dni zrobi się ciepło. Bezdomni stałego miejsca zameldowania nie mają. Jeśli się okaże, że któryś był chory, szukaj wiatru w polu, a nie innych, którzy mieli z nim kontakt. 

Kwestia bezdomności jest u nas traktowana jak zgniłe jajo. Przez lata wmawiało się społeczeństwu, że to efekt pijaństwa, a tymczasem to bzdura. Wystarczy stracić pracę, przestać spłacać kredyt za mieszkanie i jeśli nie masz wsparcia rodziny, albo szybko nie znajdziesz pracy, która pozwoli ci wynająć mieszkanie, lądujesz na ulicy. A wtedy zaczynają się jeszcze większe schody. Nie masz miejsca zameldowania, więc nie możesz się nawet starać o mieszkanie komunalne (dostaną je mniej potrzebujący), nie masz miejsca zameldowania i nie masz gdzie trzymać rzeczy, to nie dostaniesz pracy. Błędne koło. Raz w nie wpadniesz i tam zostajesz. 

A jak wygląda pomoc państwa? Noclegownie w zimie, ciepłe posiłki, wigilia... I tak w większości realizowane przez fundacje. Krótko mówiąc żenada. 

No a teraz sedno sprawy - jak w dzisiejszych czasach pt. "zostań w domu" wymusić na bezdomnych siedzenie w domu? Jak kontrolować ich stan zdrowia, skoro nawet nie wiadomo ile ich jest i gdzie są. Jak nie dopuścić do pozostania siedliska COVID-19 wśród bezdomnych, gdy inni już zostaną wyleczeni? Może warto się nimi zainteresować, pomóc poukładać życie, zanim po ogłoszeniu sukcesu, zgotują nam drugą falę?