czwartek, 13 kwietnia 2017

Święta

Prawie dobrnęliśmy już do Świąt. Jeszcze ostatnie porządki, pieczenie, gotowanie, smażenie i będzie można się cieszyć słodkim lenistwem. Kiedyś zdecydowanie wolałam święta Bożego Narodzenia, od kilku lat wolę Wielkanoc. Nie ma co prawda tego ciepłego klimatu, ale czy Boże Narodzenie jeszcze ma... U nas w czasie Wielkanocy jest również bardzo rodzinnie, a wiosna jednak bardziej napawa optymizmem niż zima. Zwłaszcza gdy święta wypadają tak późno jak w tym roku. Poza tym polubiłam, a nawet pokochałam, aktywność na świeżym powietrzu :) Nie wierzę, że to napisałam ;) Co nie zmienia faktu, że to prawda. Uwielbiam wychodzić z domu, żeby trochę potrenować; no może przesadziłam - zażyć trochę aktywności. W konsekwencji bardzo mi odpowiadają święta Wielkanocne i bardzo mnie wkurza myśl o Lanym Poniedziałku, w który zamiast spokojnie, w stanie błogiego relaksu, spacerować, człowiek czmycha z kąta w kąt nerwowo rozglądając się za mniejszymi i większymi dzieciakami biegającymi z wiadrami. Zwłaszcza w taką pogodę. Ale co tam. Będzie dobrze.


WESOŁYCH ŚWIĄT !!!!!!!

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Łatwo przyzwyczaić się do dobrego

Po zaledwie 3 dniach słonecznej pogody tak się przyzwyczaiłam do ciepełka, że dziś rano było wielkie rozczarowanie jak tak szybko może się coś zepsuć. Co prawda wczoraj również obudził mnie deszcz, ale z jednoczesnym słońcem, przez co po otwarciu oczu zobaczyłam piękną tęczę :) A dziś totalna kicha. Na pocieszenie pozostają tylko miłe wspomnienia cudownego weekendu spędzonego - jak na moje możliwości - bardzo aktywnie, wiedza że to dopiero początek wiosny i nadzieja, że wkrótce znów będzie ciepło i słonecznie.

Aż trudno uwierzyć, że w najbliższą niedzielę już Niedziela Palmowa, a tydzień później święta. Mam wrażenie, że dopiero było Boże Narodzenie. Trzeba zacząć myśleć o świątecznym menu, albo pilnie zarezerwować jakieś lokum nad morzem i uciec przed świątecznym zamieszaniem w relaks i odpoczynek. Najlepiej coś ze spa, żeby można się było wybyczyć na masażach...

W weekend rozmawiałam z siostrą, która stwierdziła, że ostatnio atakuje ją... przyroda ;) Zaczęło się od tego, że znalazła w domu dwie myszki. Nie wiem, kto się bardziej wystraszył, choć obstawiam myszki, które się schowały pod wielkie łóżko i słusznie mogły liczyć na to, że człowiek nie będzie się pod nie wczołgiwał, żeby je łapać. Później robiąc porządki w ogrodzie natknęła się na gniazdo os. Przyznaję, niebezpieczna rzecz, tym bardziej w ziemi, gdzie łatwo mogło któreś dziecko pobiegnąć, choćby za piłką. A na koniec po jej dachu przedefiladowała kuna... Przynajmniej znalazła się przyczyna, dla której spod dachu wyniosły się wróble. Patrząc jednak na tę sytuację z drugiej strony stwierdzić muszę, że zawsze twierdziła, że kocha zwierzęta, więc nie rozumiem zdziwienia, że do niej lgną ;) Tylko się cieszyć, zwłaszcza że kuny mają takie piękne pyszczki...


Co do mnie, to lepiej lub gorzej potrafię znieść niemal wszystkie zwierzęta. To "niemal" rezerwuję dla szerszeni i komarów. Tych dwóch gatunków zdecydowanie nie życzę sobie w pobliżu :)


Nawiązując jeszcze do wcześniejszych wpisów - moja miłość do herbaty kwitnie :)