poniedziałek, 21 grudnia 2015

Przedświąteczne zamieszanie

W październiku spadł śnieg, a w grudniu kwitną krzewy... Choć ponoć od stycznia ma być zimniej. Może by przesunąć święta na styczeń? Będzie większe prawdopodobieństwo white christmas, a nie tylko dzieci będą z tego faktu zadowolone. Chodziłam ostatnio po sklepach, brrr... Jak ja tego nie znoszę, zwłaszcza w czasie świątecznej nagonki, kiedy to wszędzie są tłumy, a najfajniejsze rzeczy są wymiecione... Ale jak mus to mus. W sklepach z ciuchami do przymierzalni kolejki, a przed przymierzalniami w przyzwoitych sklepach, w których są siedzenia, tłumy znudzonych panów; ich miny: bezcenne. Zabawki wymiecione, książki i płyty przebrane, na kosmetykach też dużo wolnych miejsc. Pewnie to co zostanie, po świętach będzie w promocjach -70 procent. A ja głupia w tym roku popytałam co kto by chciał dostać, zamiast wykazać się kreatywnością i w ten sposób otrzymałam listę rzeczy nieosiągalnych - filmów, których nie ma w sprzedaży (bo były wydane lata temu, albo w ogóle tylko na VHS), nieosiągalnych książek (także z powodu starego wydania i braku wznawiania) i rzeczy "które by mi się podobały". Cóż, ryzyko duże, to co mi się podoba, niekoniecznie musi się podobać adresatowi... Ech, te święta.


Kupiłam też nowe bombki - takie prawdziwe, szklane, nie jakiś tam plastikowy szajs. I kolorowe, jak nakazuje tradycja, a nie takie mono.


Trzeba kończyć, bo się z pracą do Wigilii nie wyrobię.


Wszystkiego najlepszego na Święta i po nich. Bawcie się dobrze na Sylwestra i nie chorujcie w Nowy Rok ;)

piątek, 20 listopada 2015

Wietrznie

Ależ ostatnio u nas wiało... Myślałam, że mi szyby powybija. Aż cud, że starych drzew, które rosną w pobliżu nie poprzewracało. Swoją drogą dziwię się mieszkańcom, że nie pozwalają ich wyciąć. Jak się poprzewracają i nie daj Bóg komuś krzywdę zrobią, to będzie chryja pt. "dlaczego takie stare drzewa się trzyma". Mogliby posadzić w to miejsce mniejsze, młodsze. Zasadniczo kwestia drzew w naszym pięknym państwie jest dla mnie nieco dziwna. Oczywiście jestem za tym, żeby było ich jak najwięcej, ale nakładanie drakońskich kar na ludzi, u których na ogrodzie rośnie drzewo, często posadzone przez tych ludzi i którzy je chcą wyciąć i posadzić w ich miejsce coś mniejszego czy po prostu młodszego, jest zbytnią ingerencją we własność prywatną. Podobnie dziwi mnie sadzenie i nie wycinanie drzew rosnących tuż przy drogach (zwłaszcza tych bardzo wąskich). Ja bym tam posadziła krzaki, bo w razie wypadku lepiej zamortyzują i wyhamują samochód, a w zimie będą zapobiegały nawiewaniu śniegu (jeśli akurat się pojawi).


A wracając do tematu: wiało u nas ostatnio i pozostawiło mnóstwo śmieci porozrzucanych po okolicy. Pewnie wiele osób zapomniało zabezpieczyć ogródki i balkony i tym sposobem pozbyło się kilku rzeczy.

wtorek, 17 listopada 2015

Ostatnio

Rozwijam moje hobby, o którym pisałam wcześniej :) Jak to już bywa, zakupy dają wielką radość (nie, to nie to hobby, chodzi mi o rysowanie :) ) Kupiłam sobie więc szkicownik do rysowania, o którego istnieniu nie miałam wcześniej pojęcia - taki z lekko szorstkimi kartkami, przypominającymi trochę papier czerpany. Kupiłam też ołówki, o których istnieniu też nie miałam pojęcia, bo moja wiedza o ołówkach ograniczała się do HB i B na matematykę i technikę, a teraz mam skalę od 8B do 2H. Ileż to rzeczy człowiek nie wie :) Próbuję się póki co w prostych rysunkach z zastosowaniem linii pomocniczych, bo okrutnie mi proporcje uciekają. Co prawda pocieszają mnie twierdzeniem, że wielu wybitnych artystów (a przynajmniej "drogich") w nosie miało proporcje, ale ja chcę rysować w sposób klasyczny, czyli tak jak widzę. Na trzeźwo - dodajmy jeszcze.


Wczoraj mieliśmy gości. Wpadła do nas koleżanka z mężem i dziećmi. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, pośmialiśmy się, powspominaliśmy, bo dość dawno się nie widzieliśmy. Ostatnio przypadkiem wpadłyśmy na siebie w markecie, a że nie jestem zwolenniczką podtrzymywania znajomości na FB, tylko wolę w realu, więc ją zaprosiłam. Okazało się, że u nich sporo zmian od kiedy się ostatnio widziałyśmy. U nas zresztą też, bo to było tuż po naszych ślubach i obie nie byłyśmy jeszcze dzieciate. Również w międzyczasie, zmarli jej rodzice, niestety w dość młodym jeszcze wieku. Myślałam, że wróciła do starego mieszkania, ale okazało się, że nie, że przyjechali tu tylko na chwilę, żeby odświeżyć mieszkanie, zrobić porządek i je wynająć. I tu pojawił się problem, bo boją się wynajmować "normalnym ludziom". Po zmianie dowodów osobistych w zasadzie nawet nie wiadomo gdzie dana osoba jest zameldowana, skąd pochodzi i w razie np późniejszych sporów sądowych, gdzie wysłać pozew. Bo zgodnie z przepisami trzeba go wysłać na adres zamieszkania, ale z obecnych dokumentów nie można się dowiedzieć gdzie ten adres jest. Rzecz więc się stała bardzo ryzykowna. Nie wiem jak jest to załatwiane z wyborami, ale naszym zdaniem zlikwidowanie obowiązku meldunkowego to nie był mądry pomysł. Kiedyś wszystko było dokładnie opisane i przynajmniej człowiek wiedział z kim rozmawia. Nawet jak był jakiś obcokrajowiec to musiał mieć przy sobie tłumaczenia przysięgłe dokumentów. A teraz... W każdym bądź razie doszli do wniosku, że przygotują mieszkanie na cacy i wynajmą je firmie. Na szczęście miasto jest duże i sporo firm wynajmuje mieszkania dla swoich menedżerów, zarządów czy innych lepiej płatnych pracowników. Warunek jest tylko taki, żeby była dobra lokalizacja i przyzwoity standard. Lokalizację mają wręcz świetną. A standard też był, z tego co pamiętam, choć jej rodzice lubowali się w starych meblach, wręcz zabytkowych. Teraz te meble zabrali do siebie, a wstawiają nowe, nowoczesne, choć tak naprawdę nie umywające się do tamtych, meble z płyty. No ale takie standardy teraz mamy. Ciekawe kiedy uda nam się spotkać znowu (mieszkają ponad 200 km od nas). Co prawda umówiliśmy się na re-wizytę, ale biorąc pod uwagę to, że wcześniej też sobie obiecywałyśmy podtrzymywać kontakt, przyszłość pokaże jak to będzie.


A tymczasem za oknem kolejny późnojesienny dzień: pochmurny i dżdżysty, choć dość ciepły. Ciekawe jaka będzie zima. Czytałam sprzeczne prognozy i o mroźnej i śnieżnej, i o łagodnej i ciepłej. Ach ci spece od prognoz...

piątek, 13 listopada 2015

Legginsy

Legginsy to dość drażliwy temat. Osobiście rzadko kiedy je noszę, bo jakoś nie czuję się w nich zbyt dobrze - jak jest ciepło, to mi w nich za ciepło, a jak zimno, to wieje po nogach. Ale nie przeczę, od czasu do czasu ubiorę, zwłaszcza gdy ćwiczę, jeżdżę na rowerze albo do dłuższej ciepłej tuniki. 

Są jednak dziewczyny, które lubią na co dzień nosić tę garderobę. W internecie i w dyskusjach w babskim towarzystwie zwykle dzieli się je na dwie kategorie: 1. te chude - które powinny je nosić i 2. te grube - które nie powinny. A ja mam inne zdanie: powinny je nosić te osoby, które się w nich dobrze czują. I już mówię dlaczego. 

Byłam wczoraj na zakupach po spodnie i bieliznę, a zatem w miejscach, gdzie kupuje się m.in. spodnie rurki i legginsy. Zeszło mi na tym sporo czasu, bo jak zwykle ciężko mi się było zdecydować i coś dopasować. A że byłam z kumpelą, która też się sporo namierzyła, więc spędziłam sporo czasu w przymierzalniach. Widziałam więc sporo dziewczyn mierzących wąskie spodnie i różne legginsy. I też podzieliłam je na dwie grupy, choć nieco inne: 1. zadąsane i 2. zadowolone. O dziwo, te zadąsane to zwykle dziewczyny szczupłe lub tzw. normalne, które oglądały się z wszystkich stron ze skwaszoną miną i generalnie były chyba bardzo religijne, bo wzywały co chwilę na pomoc Boga, narzekając jak wyglądają, jakie są grube, jakie mają grube uda, d..ę, biodra i brzuch. 

Druga grupa to dziewczyny zadowolone i... w większości takie "przy kości", które uśmiechały się do lustra, zachwalały jak fajnie ściskają i wyszczuplają. Mówcie sobie co chcecie, ale moim zdaniem każde ubranie, także legginsy bardziej pasują uśmiechniętym, zadowolonym osobom niż fochniętym. Wolę więc widzieć grubszą osobę w legginsach (niż w jeszcze bardziej pogrubiających szerokich ciuchach), aniżeli skwaszonego chudzelca :)

wtorek, 3 listopada 2015

Nowe hobby

Znalazłam sobie nowe hobby na okres jesienno - zimowo - wiosenny. Będę rysować :) Inspiracją były książki do plastyki chłopaków, które zostały i obecne. Na pierwszy rzut oka wygląda to nie trudno i osiągalnie. A na drugi to się okaże, bo muszę kupić sobie jakieś przyzwoite ołówki, bo w moim przyborniku póki co są tylko ołówki z IKEA ;) a one nie bardzo się nadają. Wielką artystką raczej nie zostanę, ale zawsze to będzie coś innego, jakieś oderwanie od pracy i zajęć domowych.

środa, 28 października 2015

Zajęcie na sobotę

W sobotę będę miała sporo zajęć, bo poza standardowym oprzątnięciem domu, trzeba będzie przygotować chłopaków do Halloween. Niby święto nie nasze, ale spróbuj odmówić dzieciakom przebieranek i chodzenia po słodkie łupy :) Będę musiała przygotować także udekorowaną paterę ze słodyczami dla tych, którzy nas będą odwiedzać. Tradycyjnie zrobię pachnący lampion z dyni, taki tylko na jeden dzień, żeby się nie zepsuła, bo później będzie z niej pyszna zupa i sernik :) Chcę też udekorować wejściówkę "strasznymi" balonami i plastikowymi robalami, które kiedyś zbierali chłopcy, a teraz leżą. Nawet jeśli jakiś dzieciak weźmie sobie je na pamiątkę, nie będą rozpaczać i będzie mniej rzeczy walających się po kątach. W zeszłym roku w okresie około zaduszkowym byliśmy w Burger Kingu. Mieli świetnie udekorowany lokal pajęczynami i pająkami. Szukałam takiej tkaniny (nitkowatej, pajęczynowatej), ale nie znalazłam. Wyciągnę też i odkurzę (choć może takie przykurzone mają lepszy "klimat") lampiony robione przez chłopców dwa lata temu, z którymi chodzili po słodycze. Może ta cała szopka nie wszystkim się podoba, ale ja uważam, że jesteśmy zasadniczo smutnym społeczeństwem, więc każdy powód do zabawy jest dobry. Tym bardziej, że w żaden sposób nie koliduje to, ani nie kłóci się z i tak obchodzonym powszechnie świętem Wszystkich Świętych, a daje wiele emocji i radości dzieciom i rodzicom przy tej krzątaninie też. Co prawda mój Miły mówi, że jemu większą radość daje jakaś fajna rozgrzewająca bielizna nocna o tej porze roku, niekoniecznie w sensie: ciepła, ale to również da się pogodzić :) Muszę też wybrać się na zakupy łakoci i dobrze je schować, żeby nie "wyparowały" do soboty :) Na szczęście porządki na cmentarzu mamy zrobione, więc przynajmniej ten punkt obowiązkowych zajęć mogłam już wykreślić.


Mam nadzieję, że kolejnym radosnym świętem będzie Dzień Niepodległości, że przestanie on być tak patetyczny, a przede wszystkim przestanie być powodem do rozrób, że będzie można wyjść do miasta, posiedzieć w kawiarni, pospacerować, ba może nawet wybrać się na marsz bez obawy o własne zdrowie.

poniedziałek, 12 października 2015

Pierwszy powiew zimy

Wcześnie, wcześnie, bardzo wcześnie w tym roku mamy pierwsze oznaki zimy. I to oznaki poważne, bo mróz i śnieg na południu. A idę o zakład, że większość kierowców jeszcze na letnich oponach jeździ i planowało je zmienić przed Wszystkimi Świętymi (w najlepszym razie). Tata mówił, że jak był w wojsku to zasadą było zmienianie przed pierwszym październikiem. Nie wiem jak jest teraz w wojsku, ale cywile najwyraźniej zaniedbują zmianę. Przez co i tym na zimówkach strach zagląda w oczy jak muszą się z kimś minąć i z napięciem obserwują w lusterku co wyprawia ten "z tyłu". I nie pierwszyzna to, bo tak jest zawsze gdy poprószy albo przymrozi w październiku albo w listopadzie; choć i w grudniu się zdarzają maruderzy.


Tak czy inaczej warto odnotować, że w nocy z 11 na 12 października, w trakcie obowiązywania czasu letniego, pojawiła się nam zima. Szczęście, że na chwilę i już pocieszają ociepleniem pod koniec tygodnia, ale w duże upały nie wierzę, bo my z południa, więc jak śnieg w górach spadł, to i tu będzie zaciągało chłodniejsze powietrze.

piątek, 2 października 2015

W październiku

Wczoraj wróciłam późno i od razu poczułam jesień. Poczułam w sensie dosłownym, bo sąsiedzi, którzy palą węglem, drewnem, paletami czy czymś takim, uruchomili swoje ogrzewanie i zakopcili całe osiedle. Ciekawe czy chociaż kominy wyczyścili przed sezonem. No chyba, że ktoś jakieś śmieci palił, jak w zeszłym roku, kiedy to jednemu z sąsiadów zapalił się komin i musieli wzywać straż pożarną. Przy okazji zakopcili całe osiedle.


Na drogach też trzeba bardziej uważać, zwłaszcza za miastem i na małych osiedlach, bo i mgły lubią się pojawić i ludziska liście palą, więc można wpaść w zasłonę dymną.


Pojawiły się też pierwsze nocne i "nadranne" przymrozki. I znowu dylemat jak się ubrać, bo rano temperatura niewiele powyżej zera, a w dzień około 20... Tak to bywa w październiku. I tak dobrze, że jeszcze jest zielono - kolorowo i że jeszcze cały miesiąc do najbardziej depresyjnego miesiąca - listopada.

środa, 23 września 2015

Pierwszy dzień jesieni

Dziś pierwszy dzień jesieni... Różne są gusta i guściki. Mój mi podpowiada, że jesień jest najpiękniejsza w górach :)


Na tej fotce akurat uwidoczniłam kiedyś Karkonosze wczesną jesienią - widok z wyciągu; z ziemi wszystko wygląda jeszcze przyjemniej, zwłaszcza jak po wielkim wysiłku zasiedziały mieszczuch wgramoli się wreszcie na jakąś górkę :) Co oczywiście nie znaczy, że przesiedzę całą jesień w domu, jeśli mi się nie uda w góry wyskoczyć. Co to to nie. Jesień jest przyjemna w każdej części kraju, przynajmniej dopóki nie spadną ostatnie liście. Zamierzam nacieszyć oczy kolorowymi widokami. Zresztą może uda się je uwiecznić nie tylko na zdjęciach, ale i trochę poszkicować. Ba, nawet zaopatrzyłam się w dość profesjonalne pastele. Jedyny minus jesieni jaki widzę, to nadmierna ilość pyłków fruwających w powietrzu, która co roku powoduje u mnie szczypanie i łzawienie oczu. I już zaczynam to odczuwać, więc szykuję się do odwiedzenia okulisty, bo kropelki i maść z zeszłego roku trzeba było wyrzucić. Niestety pójdę, jak zwykle prywatnie, bo na NFZ trzeba tyle czekać, że prędzej samo przejdzie. Choć tym razem mam jeszcze sprawę zmiany szkieł kontaktowych z "dżonsonów" na biofinity, więc upiekę dwie pieczenie przy jednym ogniu :) Swoją drogą ostatnio dowiedziałam się, że kolejka na rehabilitację jest dłuższa niż do okulisty, bo okulista może mnie przyjąć jeszcze w grudniu, a rehabilitantka dopiero w sierpniu !!! Doprawdy wolałabym nie płacić składek zdrowotnych tylko odkładać je na czas choroby. Opłaciłabym wizyty prywatne i jeszcze dużo by zostało na zwiększoną ich ilość na starość.

A dziś idziemy pozbierać żołędzie :) Zawieziemy je w niedzielę do zaprzyjaźnionej rodziny dzików w pobliskiej zagrodzie.

środa, 16 września 2015

Powrót lata

Przez prawie dwa tygodnie mieliśmy jesień z jej deszczami, mgłami i temperaturami sporo poniżej 15 stopni C. Przy okazji pojawiły się komary i już jesteśmy cali w bąblach... Teraz na szczęście znów wracamy do lata :) I to takiego prawdziwego, polskiego, a nie afrykańskiego. Dziś cudownie przyjemne 24 stopnie, jutro może być nawet pod 30. To trochę dużo, ale jeszcze bez tragedii. Oby taka pogoda trwała jak najdłużej. Może znów będziemy mieli ciepłą zimę i przyoszczędzimy na ogrzewaniu. Kto wie. Za tydzień już co prawda kalendarzowa jesień, ale nie ma się co martwić, bo pojawiły się już dynie, czyli jedno z moich ulubionych warzyw... a może owoców, skoro robią z nich też dżemy :) Doprawdy w unijnych regulacjach nazewnictw trudno się czasem połapać. Zresztą inne warzywa też są teraz najlepsze, z czego korzystamy robiąc surówki, zupy, lecza, garnki warzywne, kapustę młodą i młodą kiszoną, i sałatki. Zjadłoby się jeszcze grzyby, ale na razie o nich ani widu ani słychu. Za długo było sucho i nie wiadomo czy pojawią się jeszcze te grzyby, które powinny być w lipcu i sierpniu. Podobno w lasach nawet "psiaków" nie ma.


Wczoraj kupiłam suszarkę do owoców, warzyw i grzybów. Taką zwykłą, bo nie wiem jak często będę używać. Dziś wielkie testy jabłkowo - śliwkowe. Oczywiście Chłopaki nie byliby sobą, gdyby nie znaleźli mnóstwa alternatywnych zastosowań dla urządzenia, gdybym go jednak odstawiła w kąt i nie używała. Pojawiły się pomysły suszenia skarpetek, kostiumów kąpielowych (bo wtedy wystarczyłaby jedna para) czy innych drobnych ciuchów. Padło pytanie, czy da się tym jakoś wysuszyć głowę, albo paznokcie po malowaniu, żebym tak nie machała. I tym podobne eksperymenty naukowe, na szczęście rozważane teoretycznie, a nie praktycznie :)

środa, 9 września 2015

Witam, dzień dobry, cześć

Witam w tym pięknym dniu. Dzień dobry, bo dzień jest naprawdę dobry. Nie żebym wygrała w totolotka, ale:
1. nie spóźniłam się do pracy,
2. dziecko nie spóźniło się do szkoły,
3. rano była urocza mgła,
4. teraz jest urocze słońce,
5. powietrze jest rześkie i czyste po wczorajszym deszczu,
6. prognozy na weekend są doskonałe,
7. mam już prezent dla Pana K. z okazji naszej rocznicy :)
8. po tygodniu wracania do normalności, wszyscy już się zaaklimatyzowali, więc atmosfera jest całkiem przyjemna,
9. skończyłam najbardziej nudną część moich codziennych obowiązków,
10. mam zrobiony obiad na dzisiaj :)


Miłego dnia.